sobota, 27 lutego 2010

Ryszard Krynicki "Mieszkamy przez skórę"


Ryszard Krynicki urodził się w 1943 roku w obozie Wimberg w Austrii, niedaleko Linzu, dokąd jego rodziców zesłano na przymusowe prace. W czasach studenckich był kolegą Barańczaka z grupy poetyckiej "Próby", która powstała w 1964 roku. Obaj "lingwiści poznańscy" dołączyli później do tzw. Nowej Fali, zainspirowanej wydarzeniami Marca 1968. Poza własną twórczością, tłumaczy poetów języka niemieckiego i wraz z żoną zajmuję się Wydawnictwem a5, które w zeszłym roku wydało m.in. "Wiersze wybrane" autora. Osobiście wolę wczesnego Krynickiego, dlatego puszczam kawałek z "Aktu urodzenia" (1969), właściwego debiutu.


* * *

Mieszkamy przez skórę
za blisko, żeby jeszcze się zbliżyć: ta rozłąka,
przez mężczyzn, których ci przypominam, trwa,
poprzez mężczyzn, którzy wcześniej cię przemierzali, obcojęzyczny
dworzec tekstu, przez kobiety,
których nie zdobyłem na tyle, żeby o nich zapomnieć; tylko
ten pierworodny lęk, to po nim się poznajemy jak po
ojczystym języku
na nieznanym dworcu; najbliżsi więc
najdalsi, kochani nienawistni,
dwa obce szczepy, które przyjęły się na tym samym pniu, na
ściętym pniu spojrzenia, przerwanej rozmowy; oszczep
przeszył dwa zwierzęta, zwierzęta oddechu, który
utkwił nam w gardłach; oszczep? oddech? choćbyś go
zaszczepił, nie spodziewaj się drzewa
innego niż bezsenność; mieszkamy przez skórę za daleko,
by mówić o rozłące; trwało to między nami jak zbyt długa podróż,
kiedy pociąg się spóźnia i ty musisz sama
czekać na bezludnej stacji
z przygodnym nieznajomym; trwało to między nami? to bliskie
oddalenie, ten ból pierworodny i oddech
uproszczony do tchu; tak i wzrok był pomiędzy nami: mieszkamy

przez skórę spojrzenia

niedziela, 14 lutego 2010

Jan Kochanowski "Do dziewki"

Specjalny wiersz na Dzień Zakochanych. Idealny szczególnie dla panów, by mogli sobie przepisać na walentynkową kartkę. Jeśli wiek już Wam dokazuje (słyszałem, że kobiety wolą młodych przystojniaków), a mimo wszystko chcielibyście przekonać do siebie swoją sympatię, to myślę, że wybór jest doskonały. Plus dodatkowy, iż jest to poezja najwyższej próby. Wszak Kochanowski (tak, ten od Trenów) wielkim poetą był.


DO DZIEWKI

Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Z twoją rumianą twarzą moja broda siwa
Zgodzi się znamienicie; patrz, gdy wieniec wiją,
Że pospolicie sadzą przy różej leliją.

Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Serceć jeszcze nie stare, chocia broda siwa.
Choć u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony.

Nie uciekaj, ma rada: wszak wiesz, im kot starszy,
Tym, pospolicie mówią, ogon jego twarszy.
I dąb, choć mięścy przeschnie, choć list na nim płowy,
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy.

sobota, 13 lutego 2010

William Blake "Londyn"


Właśnie jestem w trakcie lektury komiksu "From Hell" ("Prosto z piekła") Alana Moore'a i Eddiego Campbella. Owe arcydzieło powieści graficznej traktuje o przypadku Kuby Rozpruwacza, najbardziej znanego seryjnego mordercy w historii. Ale bynajmniej nie jest to błahy kryminał. To wielowarstwowy obraz Londynu, roku Pańskiego 1888. Mroczny, wielowątkowy, skrupulatnie skonstruowany. Akurat jestem w rozdziale, w którym lord Sir William Gull, wybitny chirurg oraz wolnomularz, oprowadza swego zaufanego dorożkarza po stolicy Anglii, opowiadając mu tajemnice masońskiej twarzy tego miasta. Ważną jej rysą okazuje się William Blake. Bohaterowie odwiedzają jego grób, woźnica słucha wykładu o proroku masonów. W końcu skręcają na Hercules Road. Doktor Gull: Blake napisał tu "Londyn". O piekielnym mieście nawiedzonym ulicznymi okrzykami swoich potępionych. To tutaj pokryty łuską fantom wygnał go kiedyś z domu na ulicę. Głos Blake'a, głos prawej strony naszego umysłu, Atlantydy świadomości, wznosił się śpiewem ponad zgiełkiem Bedlam, gdzie jego zdaniem szaleńcy pozamykali zdrowych.


LONDYN

Wśród ulic, które rój lichwiarzy
Wykupił wraz z Tamizą mętną,
Błądzę i widzę w każdej twarzy
Słabości i niedoli piętno.

Każdy głos, klątwa, krzyk urwany,
Płacz, którym Dziecko trwogę głuszy,
Dźwięczy w mym uchu jak kajdany
Wykute w kuźni ludzkiej duszy.

Gdy Kominiarczyk płacze z cicha,
Bledną kościołów ciemne ściany;
Kiedy żebrzący Żołnierz wzdycha,
Krwią spływa Pałac pozłacany.

Lecz w nocy słyszę też, jak z dala
Klnie młodociana Nierządnica:
Zarazą ślubne Łoże kala,
Jadem dziecięcą Łzę nasyca.

Stanisław Barańczak

niedziela, 7 lutego 2010

Piotr Sommer "Dni i noce"


Piotr Sommer (ur. 1948) i tytułowy kawałek z jego ostatniej książki.
Cieszę się, że mogę - poza samym tekstem - puścić Wam etiudę filmową Jolanty Kowalskiej nakręconej do tego wiersza. Akurat Sommera niewątpliwie lepiej się słucha, niż czyta. A jak już chcecie czytać, to zdecydowanie na głos!



DNI I NOCE

Jedziemy odwiedzić Staśków, ale umówmy się -
w ping-ponga też chcemy pograć, bo nie ma tak
żeby było tylko jakoś i człowiek mówi w liczbie mnogiej
odruchowo, nie myśląc o tym zbytnio

albo zabezpieczając się? Bo chcieć coś robić
w pojedynkę, to jednak cienko brzmi
a nawet znaczy. Co nas poniekąd naprowadza
na jedno czułe miejsce (powiedzmy, że to miejsce)

u boku dni, bo zawsze miło się rozmawia
o tym bezkarnym pomniejszaniu
odległości między brzmieniem a znaczeniem,

prawda? Bo czasem w tym jest sęk, nawet
jeżeli wyjazd ma być tylko jednodniowy,
bez noclegu, i przedtem trzeba się umówić.

czwartek, 4 lutego 2010

Stanisław Barańczak "4.2.80: Śnieg V"

Na Sfereo nie czuć było jeszcze zimy. Więc choć trochę.
Puszczam wiersz napisany dosłownie trzydzieści lat temu.


4.2.80: ŚNIEG V

Milczkiem opadający, chyłkiem bielący się śniegu,
cóż w lutym, za oknem, nad ranem może być w tobie jasnego

bardziej niż to, że trzeba pod kołdrą jedną i ciepłą
objąć się, spleść ze sobą obydwa sny, nim uciekną

przed świtem; niż to, że trzeba do nastroszonej piersi
przemówić ciepłym językiem (już drzwiami trzaskają pierwsi

punktualni sąsiedzi, już przez dwie ściany winda
swą listę obecności szumi); niż to, że pokój rozwidnia

ten chłód nagi, wilgotny, przed którym tylko nagie,
wilgotne ciepło chroni - i to, co zrywa się nagle,

dwoiste, jednolite, zdławione, nie do zniesienia,
wzbijające się z krzykiem, jawne i mroczne jak ziemia